sobota, 18 czerwca 2016

STRZEGOM DAWNY KLASZTOR


CHWILO TRWAJ

Tajemniczy, stary klasztor
Cisza, jak makiem zasiał. Ze ścian spoglądają przedziwne malowidła z soli i wilgoci a zamiast portretów w uśmiechu szczerzą zęby pokruszone cegły. Nad głową, niczym baldachim, rozpościera się żaglaste sklepienie. Cienie kładą się na krzyżowych polach a promyki słońca, rozświetlają ciepłym światłem okalające wirydarz krużganki.




Zwietrzały piaskowiec tłumi kroki, miękki, porowaty kamień, wydeptany bosymi stopami mnichów, pokrywa zielonkawy wzór. Dziwne stwory z pleśni i glonów wykrzywiają się pokracznie. Kamienny pył unosi się przy każdym kroku, powietrze pachnie wilgotnym wapnem. Drobinki zwietrzałej zaprawy, piasku i ceglanego pyłu tańczą w rytm kroków.

Oczarowanie. Chwilo trwaj - chwytam obiektyw i zatrzymuję to piękno już na zawsze. Moje ulubione zdjęcie, absolutna harmonia kształtu, koloru i światła. Tajemnica. Tak pisałam kiedyś o tym zdjęciu na innym blogu. Na tym musiało się znaleźć w szablonie obok mojego rysunku. To zdjęcie , podobnie jak rysunek wiele o mnie mówią ale - do rzeczy:

*

To budynek poklasztorny w Strzegomiu. Historycznie klasztor Karmelitów, od bardzo dawna nie spełniał już funkcji klasztornych i należał do miasta. Niedawno zakończył się remont tego pięknego obiektu. Teraz są tam pomieszczenia ekspozycji historycznych pamiątek i mają swoje siedziby organizacje pozarządowe. Hmm - przy okazji tego projektu przekonałam się czym różnią się Sybiracy od Kombatantów i że w żaden sposób ich siedziby nie powinny sąsiadować ze sobą. Nawet pomieszczenia sanitarne. Samo życie.
Tak budynek wyglądał kiedy dostał się w moje ręce.


.
Z daleka to nawet całkiem całkiem ale z bliska ! ! ! Cud, miód a zamiast chałwy tragedia. Jeszcze najlepiej zachowana była elewacja "główna", zachodnia, wejściowa, od strony ulicy Kościuszki.


.
Kamienny, uszakowaty, o bogatych, barokowych formach, portal był bardzo zniszczony ale przynajmniej nadawał się do konserwacji i uzupełnienia. Z barokowym detalem elewacji było znacznie gorzej.




 Dumne wejście do Muzeum Ziemi Strzegomskiej

Jak dziwnie ogląda się na takiej elewacji tabliczkę "zabytek pod ochroną prawa" Ale wbrew pozorom prawo jakoś tam zabytek ochroniło. Mamy stare drzwi, które da się uratować, a nie jakieś dizajnerskie cudo z PCV. Mamy stary, oblatujący, wapienny tynk, z którego da się odczytać formę barokowego detalu. Gdyby prawo nie chroniło obiekt dawno by już miał, piękne i gładkie jak pupa niemowlaka, cementowe tynki, mocne i na wieki. A co by się pod nimi działo ? oj , lepiej nie myśleć. Cement to wróg numer jeden starych ceglanych murów. Lepiej niech obgryzione straszą aż znajdą się pieniądze.





.
Elewacje pozostałe to już zupełna klęska. Ta, pokazana przeze mnie na początku z daleka, z bliska prezentowała się tak! Całkiem niezła ruina.




Pęknięcia ściany na całą grubość muru kamienno-ceglanego, jakieś szczątki detalu i szczęściem dobrze zachowany gzyms okapowy. Jak widać tynk jest tak skorodowany, że rozsypuje się w rękach i odpada całymi płatami od ściany. Tego tynku nie udało się zachować. Na elewacji jest już nowy, lekki wapienny, zbliżony składem do starego, ale tylko zbliżony bo ma dodatek trassu. Cóż, te zniszczone bardzo cegły nie są już tymi, z których murowano więc tyn musi być nieco lżejszy. Ale ani grama cementu. Jak podchodzę do zabytkowych murów to natychmiast zapala mi się czerwona lampka - "cement twój wróg !" Szkoda, że tak wielu ludzi chcąc pomóc bezpowrotnie niszczy zabytek "wzmacniając" . Tak trudno im zrozumieć, że w istocie dobry i silny tynk cementowo wapienny nie wzmocni wcale starej i zniszczonej cegły. Pierwsze co zrobi to "wypije" z cegły naturalną wilgoć i cegła skruszeje, rozsypie się.




Tu już detal widać dobrze. Okna piętra ujęte w uszkowate, tynkowe opaski z ozdobnymi podokiennikami. Na podstawie tak zachowanego elementu da się odtworzyć cały wystrój elewacji.
Można było wybrać ten najlepiej zachowany detal i  poddać go pełnej konserwacji, pozostawiając na elewacji w formie historycznego świadka. Pozostałe, których już nie ma a które były takie, odtwarza się zgodnie z formą i szablonami zdjętymi z tego fragmentu. Robi się to w specjalnej sztukatorskiej, wapiennej zaprawie o składzie jak zaprawy historyczne.







Klasztorne okno. 

Widać, że od zewnątrz miało kiedyś drewniane okiennice. Widać, że podziały okna były proste bez ozdobników i profilowanych listew. Nie widać koloru. Po zdemontowaniu okien okazało się, że kolor jest ciekawy, jasny ale nie biały. Taki ciepły popielaty.

*

Strzegomski klasztor Karmelitów był pierwszym a więc najstarszym, klasztorem tego zakonu na Śląsku. Założony został w roku 1382 za zgodą króla Czech Wacława V. Wybudowano go poza murami miejskimi, koło Bramy Świdnickiej, Kiedy husyci wtargnęli na Śląsk, miasto obawiało się, że przy oblężeniu Strzegomia klasztor może służyć wrogowi jako baza wojenna. Klasztor więc zburzono. Był rok 1428.
Dwa lata później, miasto zwróciło się do króla Zygmunta z prośbą o zezwolenie na odbudowę klasztoru. Król zgodę wydał, nowy klasztor usytuowano wewnątrz,  przy Bramie Jaworowej. Początkowo był to tylko kościół klasztorny. Około roku 1500 do południowej ściany kościoła dobudowano budynek klasztorny, trzyskrzydłowy, z krużgankami, otwartymi na klasztorny wirydarz.  Klasztor  wraz z kościołem, tworzył regularny czworobok

Do roku 1539 strzegomscy karmelici cieszyli się spokojem, ale gdy przyszła reformacja przełożony zakonu został zmuszony do przekazania klasztoru i wszystkich jego posiadłości Miastu, z jednym zastrzeżeniem, że jeśli skończy się niepokój, wszystko znów zostanie zwrócone zakonowi. Tak więc klasztor został opuszczony przez braci zakonnych na całe 100 lat. Przez ten czas służył protestantom. W wyniku oblężenia i zdobycia Strzegomia przez Szwedów, w roku 1640, klasztor został doszczętnie zniszczony. Klasztor zwrócono Karmelitom roku 1657, niestety już tylko w formie ruin.


.
Z tego czasu dobrze zachowały się kryte kolebą piwnice
A tak na marginesie mówiąc: tego rodzaju faktura wapiennego tynku nazywa się fachowo tynkiem "z rękawicy"

Odbudowa klasztoru rozpoczęła się w roku 1704. Rada Miasta przekazała potrzebne na budowę drewno,resztę dali mnisi. Poświęcenie kościoła odbyło się w 1716 roku. Odbudowa budynku klasztornego została ukończona dopiero w roku 1720. Spokojne życie konwentu trwało do roku 1810. Nadeszła sekularyzacja a z nią likwidacja Zakonu. 18 kwietnia 1811 roku odprawiono w kościele ostatnią Mszę Świętą.  Od tego czasu klasztor pełnił przeróżne funkcje: magazynu, szpitala, a nawet hotelu, był bowiem wynajmowany mieszkańcom miasta za niewielką odpłatnością.

W 1812 roku gmina ewangelicka zwróciła się do kanclerza Prus, o nieodpłatne przekazanie klasztoru Zgodę uzyskała w grudniu 1812 roku. Gmina ewangelicka istniała do 1945 roku. Po wojnie,  jeszcze do roku 1957, odbywały się tu nabożeństwa. Potem kościół stał już zupełnie pusty i niszczał, dodatkowo narażony na dewastację przez różnej maści poszukiwaczy skarbów. Pomieszczenia klasztorne użytkowało Miasto. W marcu 1997 roku zupełnie zdewastowany kościół Miasto przekazało Diecezji Legnickiej. W klasztorze miały siedzibę instytucje państwowe, mieściło się tu również Muzeum Ziemi Strzegomskiej.


.
Klasztor założony na planie w kształcie litery C z ryzalitem w skrzydle południowym, od strony wnętrza. Skrzydła klasztorne, przybudowane do korpusu Kościoła, tworzą wewnętrzny dziedziniec – klasztorny wirydarz. Wejście na dziedziniec od strony ulicy przez reprezentacyjny portal i sień a od strony podwórza przez dużą, sklepioną, sień przelotową.


.
Ryzalit, czyli występ, skrzydła południowego to widoczna tu weranda. Weranda została dobudowana do skrzydła w tym samym czasie kiedy zamurowano otwarte krużganki. W miejsce otworów podcieniowych wprowadzono półłukowe okna.Wnętrza zachowały jednak pierwotny układ z czytelnym krużgankiem, obiegającym wirydarz dokoła. Na rysunku krużganki zaznaczyłam jaśniejszym kolorem.



Tak wyglądały sklepione krużganki.


Szkoda, że przez okna wpada niewiele światła.



Można sobie wyobrazić jak piękne były krużganki wtedy, gdy otwierały się na zewnątrz i z trzech stron okalały klasztorny wirydarz.
Ściany klasztoru, zwłaszcza w tej dolnej partii murowane są  z kamienia i cegły na zaprawie wapiennej, Sklepienia kamienno-ceglane, krzyżowe i kolebkowe, z lunetami. Na sklepieniach podłogi kamienne, z piaskowca, albo drewniane, z szerokich barokowych desek, układanych na legarach.




Sklepienia nad piętrem bardzo piękne i jak widać zachowane w doskonałym stanie. Cały obiekt zachował niczym nie zaburzony dawny układ pomieszczeń klasztornych. Musiałam nieźle się nagłowić, żeby jakoś w te wnętrza, nie niszcząc układu, wkomponować choćby pomieszczenia sanitarne. Jeszcze gorzej było z windami dla osób niepełnosprawnych. Potrzebowałam dwie takie windy.




.
Założyłam, że będą to windy przeszklone i że umieszczę je od strony wirydarza. Ale jak pokonać kondygnacje bez niszczenia pięknych sklepień ? Wymyśliłam, że jedną windę umieszczę w werandzie.


.
Trzeba było tylko zabudować dół werandy przeszkleniem. To akurat nie było problemem. Popatrzcie na zdjęcie poniżej. Tak to teraz wygląda (zdjęcie z internetu).




.
Szklana winda wewnątrz werandy wcale nie rzuca się w oczy. Winda prowadzi wyłącznie z parteru na piętro. Z piętra na poddasze, gdzie są sale konferencyjne, można się dostać za pomocą schodołaza s-max . Pokonanie jednej kondygnacji nie jest już tak uciążliwe jak trzech.
Drugą windę umieściłam w przybudówce.


.
Te "pączki" po prawej stronie, przyklejone do bryły klasztoru, to wtórne, dużo późniejsze, przybudówki, bez historycznej wartości.  Żeby jakoś złagodzić przypadkowość tych przybudówek windę zaprojektowałam w formie małej werandy, charakterem nawiązującej do istniejącej.


.
Tak wygląda pierwszy roboczy szkic-model projektowanej werandy.




.
A tak to teraz wygląda w naturze (zdjęcie z internetu). Mała, windowa, weranda trochę "dodaje charakteru" dziwacznym przybudówkom. 
W poklasztornym wirydarzu rośnie nadal stare drzewo. Wkrótce rozwinie się nasadzona, jeszcze bardzo rachityczna, zieleń. wokół zieleni można będzie przysiąść na kamiennej ławeczce a pod ścianą kościoła znajdzie się miejsce na lapidarium , ekspozycję kamiennych pamiątek z minionych wieków, nie tylko z klasztoru, także z innych, historycznych miejsc Strzegomia.. 

A teraz tup, tup, tup,  idziemy na strych


.
Trochę karkołomna wędrówka, bo ciemno.


.
Piękna jest historyczna barokowa więźba. Taka nietypowa, o mieszanym układzie. Nawet nie wiem, jak ją nazwać. Pierwszy raz widziałam jak miecze (to te skośne) są w połowie przecięte poziomymi belkami. Widać jak bardzo zniszczona i zasolone są niektóre elementy więźby.




Ta więźba to był drugi, po windach, orzech do zgryzienia. Historycznie bardzo wartościowa, fragmentami dobrze zachowana a fragmentami koszmarnie a do tego jeszcze ogromny strych nad całym klasztorem oświetlony wyłącznie  za pomocą wolich oczek.


.
Dach z wolimi oczkami ma piękną formę ale jest to forma skończona, wprowadzenie jakichkolwiek elementów doświetlających burzy harmonię. Żeby wilk był syty a owca cała czyli konserwator miał wyeksponowaną więżbę a inwestor zagospodarowany strych, podzieliłam sobie przestrzeń strychową na trzy części.


 .
W pierwszej, najmniejszej, zaprojektowałam kotłownię gazową.. Dobrze tu usiadła, bo kotłownia gazowa o tak dużej mocy jest pomieszczeniem wybuchowym i powinna być sytuowana na ostatniej kondygnacji. Drugą część, tę w której więźba była najlepiej zachowana. pozostawiłam bez zmian, to znaczy więźba została odremontowana i można ją oglądać w pierwotnym kształcie jako przykład pięknej barokowej konstrukcji. Tę część oddzieliłam od pozostałej ścianami i drzwiami ogniowymi. W pozostałej największej części strychu zaprojektowałam sale konferencyjne. Tu konstrukcja drewniana  została ogniowo obudowana płytami gipsowo kartonowymi a w dachu pojawiły się okna połaciowe.. Musiały się gdzieś pojawić bo oprócz doświetlenia takie okna spełniły rolę klap oddymiających. Nie ma lekko, historia, historią a wszystko musi działać i zapewniać bezpieczeństwo Oczywiście pojawiły się wyłącznie od strony dziedzińca klasztornego. W ten sposób od strony zewnętrznej dach klasztoru nie został zniszczony a wymogi techniczne zostały spełnione.


.
Trzeci orzech do zgryzienia, ten najtrudniejszy, to była ochrona pożarowa.  Cierpiał pożarnik, cierpiałam ja, cierpiał inwestor a wszyscy cierpieli z jednego powodu. Ten powód widoczny jest na zdjęciu niżej - to te kolorowe kioski, budki i pawilony. Tragedia, przytykały prawie do samego klasztoru a klasztor miał okna. Zamurowane były ale w projekcie, żeby miał sens okna trzeba było odmurować no i zaczęła się jazda. Najtrudniejszy pożarowo projekt w moim życiu. Odległość okien od pawilonów trochę ponad dwa metry a powinno być 8. Nie ma zmiłuj ani rączką ani nóżką. Zaprojektowałam okna o odporności ogniowej 60 minut. No tak, w literaturze takie okna istnieją, w reklamówkach firm a jakże ! też ! Tylko jak przychodzi co do czego firmy nie podejmują się wykonania takich okien i kropka. Reklama, reklamą, a życie, życiem, Następny etap to były żaluzje przeciwpożarowe a potem jeszcze kolejna ekspertyza pożarowa i  odstępstwo Krajowego Komendanta Straży Pożarnej. Uffff - dobrnęliśmy wspólnie do szczęśliwego końca.


.
Już po remoncie, obiekt oddany do użytku, podobno inwestor zadowolony, użytkownicy też. Wreszcie Muzeum Ziemi Strzegomskiej , które teraz nazywa się Izbą Tradycji Ziemi Strzegomskiej, ma właściwe lokum Działa tu też "CAS Karmel" czyli Centrum Aktywności Społecznej. 15 organizacji pozarządowych znalazło swoje miejsce. W wirydarzu odbywają się spotkania, koncerty i wystawy. Sale konferencyjne czynne są na okrągło. Życie wróciło w te historyczne mury.


.
Niestety, jak zwykle zabrakło mi czasu i nie mam zdjęć po remoncie, muszą więc wystarczyć te z internetu (oznaczone czerwoną kropką). I oczywiście obietnica, że niedługo pokażę  swoje.


*




DOMY JEDNORODZINNE

MAŁY NIE BIAŁY


DOMEK

Żeby nie było, że ciągle pokazuję tylko te zabytki i zabytki to teraz proszę bardzo - domek jednorodzinny, projektowany na życzenie, tak, żeby spełnił marzenia przyszłych domowników. Domków w katalogach zatrzęsienie ale czasem ktoś kupi nietypową działkę, w nietypowym otoczeniu, albo po prostu chce mieszkać w czymś, co od początku do końca, powstało tylko dla niego, według jego wyobrażeń. Moim zadaniem jest spełnić marzenia inwestora. Często się zdarza, że ludzie marzą sobie o takich trochę stylizowanych domach. Nowoczesnych ale z uśmiechem w stronę tradycji.








.
Wstępny model przestrzenny bryły domu. 
Takiego małego, ale nie białego, domku.






.
Model bardzo uproszczony, jeszcze bez lukarn,
żeby inwestor mógł uruchomić wyobraźnię.


Wcale nie tak prosto jest zaprojektować domek jednorodzinny. Do katalogu, owszem ale na indywidualne zamówienie - wprost przeciwnie. Bo ilu domowników ma mieszkać, tyle różnych osobowości. Trzeba więc wyczuć osobowość dominującą, ale do pozostałych też się dostosować. Wbrew pozorom domek projektuje się zwykle nieco dłużej niż duży obiekt usługowy. Faza koncepcji i zderzenie marzeń z rzeczywistością potrzebuje czasu. Szczególnie zapamiętałam sobie taki jeden domek, inny niż ten który pokazałam, dużo większy, bo wielopokoleniowy. Na parterze miało mieszkać młode małżeństwo, z widokami na dzieci, a na górze mama, czy jak kto woli teściowa. Wszystko szło jak po maśle, po wielu spotkaniach koncepcja była dograna, domownicy zadowoleni, a ja zabierałam się do projektu technicznego. I nagle telefon - czy możemy umówić się jutro na spotkanie ??? Ooo, czerwona lampka mi się zapaliła ! Odłożyłam projekt techniczny i dobrze zrobiłam. Na spotkaniu okazało się, że mamy problem! i to psychologicznie dość duży problem. Młodzi nagle zdali sobie z czegoś sprawę i mówią - sypialnia mamy jest nad naszą, no tak, odpowiadam, to najlepsze w domu miejsce na sypialnie ... ale wie pani, ???? , jak mama śpi nad nami, to WSZYSTKO będzie słyszała ... Zapewniam, że w strop nawkładałam tyle głuszących rzeczy, że o słyszeniu nie ma mowy. Ale wie pani, psychologicznie rzecz ujmując, to nie będziemy mieli pewności. No tak, psychologicznie rzecz ujmując, mogą pewności nie mieć. Projekt wylądował w koszu i zaczęłam od nowa. W rezultacie ten drugi domek też fajnie wyszedł, młodzi byli zadowoleni, teściowa nie protestowała, a ja zapamiętałam na przyszłość - nigdy teściowa NAD ! ... bo przecież WSZYSTKO może się zdarzyć.




.
Teraz od przestrzennego modelu przejdę na płaski rysunek projektowy. To, co widać, to już jest rysunek z projektu budowlanego. Do pokazania tu elewacji wszystkie techniczne opisy wymazałam. Na takim rysunku są na przykład określone kolory, zgodnie z wzornikiem firmy, produkującej farby zastosowane na elewacji. Czasem, jak w przypadku tego domu, inwestor życzy sobie zaprojektowanie "indywidualnego ogrodzenia" mówiąc ludzkim językiem po prostu prozaicznego płotu .




.
Mówisz - masz, słowo się rzekło, kobyłka u płota, a raczej płot u kobyłki. Indywidualny a jakże ! I na dodatek całkiem "w charakterze" ...  A tak na marginesie, to nie ma co grymasić, płot to przecież też jakieś wyzwanie projektowe, czyż nie ? Wizytówka domu i gospodarza.



.
A to zupełnie inny, prościutki domek. Za to w środku błękitny odlot, trochę ekstrawaganckie i współczesne rozwiązanie wnętrza. Współczesne, ale z duszą. Właściciele lubią kolory zimy, błękitną stolarkę i witraże w kształcie plastra miodu. Nawet samochód mają niebieski. W sumie jestem ciekawa jaki ten domek będzie, kiedy go wybudują. Oczywiście jeśli go wybudują.





.
Dom mojego braciszka.
Na rysunku brakuje tylko kota.


Tu problem był zupełnie innej natury. Nie ma lekko. Niestety, nie każdy domek można sobie na własnej działce postawić. Wszystko musi być zgodnie z prawem, czyli musimy dostosować się z formą do wskazań Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, a jeśli takiego Planu gmina nie posiada, to do wskazań Decyzji o Warunkach Zabudowy. W przypadku tego domu wskazaniem było nawiązanie do tradycyjnej zabudowy sudeckiej. Wymyśliłam sobie, że będzie to ukłon w stronę tak zwanego muru pruskiego. Mur pruski bardzo był rozpowszechniony na tych terenach. A że teren to stok góry, bryła nie mogła być płaska, jak stodoła, no i oczywiście dachy strome. Elewacja wejściowa ma bardzo małe okna, bo to okna do łazienki, kuchni i garderoby, salonik ma dużo większe i wyjście na taras ziemny. Na rysunku księżyc świeci prościutko na taras. Taras z widokiem na Góry Sowie ... Na tym tarasie wszyscy spędzamy najprzyjemniejsze rodzinne chwile.



.
O, to właśnie jest wyjście na taras, którego tu jeszcze nie ma. Zdjęcie z okresu budowy. Ta brzoza rośnie sobie pośrodku tarasu. Teraz, na wiosnę zbieramy z niej wodę brzozową, a jesienią pod brzozą rosną grzyby. Kanie i podgrzybki, prawdziwki to na górce, zaraz za domem. Latem, na skarpie tarasu rośnie mnóstwo leśnych poziomek. Samosiejki, ale pachną rajem. Kwiaty na tarasie żadne się nie utrzymają. Sarny, gagatki, przychodzą i obżerają wszystko, co się obeżreć da. Najchętniej róże i pelargonie.


*


Na koniec pokażę coś trochę większego, niż domek. Powstało to coś na miejscu rozwalających się pozostałości po budynku. I tak cud, że inwestor w mieście taką działkę jeszcze wypatrzył. Praktycznie takich działek pod budowę, w dobrej lokalizacji, to już prawie w miastach nie ma .







.
To coś, to prywatna przychodnia lekarska, z gabinetami specjalistycznymi i salą operacyjną. Urzęduje tu lekarz laryngolog i dermatolog, lekarz ginekolog i urolog, zresztą specjalizacje mogą być zmienne. Jest też miejsce dla kosmetologa. Sala operacyjna, nazywana salą jednego dnia, uruchomiona będzie nieco później, chociaż wszystko do jej prawidłowego funkcjonowania jest już wykonane i czeka.




.
W tym przypadku elewacja to najmniejszy problem. Wnętrze tak najeżone jest problemami, że starczy za dziesięć domków jednorodzinnych. A może nawet za dwanaście ? Chętnie sobie wspominam ten projekt, chociaż przy technologii resztki włosów mi posiwiały. Nie trafia mi się za często projekt medyczny. Ta oto przychodnia, jeden szpital geriatryczny,  kilka gabinetów stomatologicznych, pogotowie ratunkowe - to wszystko.  A na dyplomie wybrałam sobie taki ciekawy temat - "Klinika chirurgiczna we Wrocławiu, na Niskich Łąkach" Temat oczywiście odlotowo potraktowałam. Do moich sal, które umieściłam na piętrze, wjeżdżało się na ruchomej podłodze z parteru, z przygotowalni chorego i lekarzy. Podłoga poruszała się na układzie teleskopowym, Przygotowany chory, z całą przygotowaną ekipą, wjeżdżał na tej podłodze do góry, do idealnie jałowego i sterylnego pomieszczenia ... a co ? nie mogłam odlecieć ? na studiach wszystko można. Mój promotor miał jeden warunek, jeśli chcę projektować sale operacyjne to muszę, chcę czy też nie, uczestniczyć w prawdziwej operacji, bo tylko wtedy potrafię ocenić, jak to się odbywa, choćby to, kiedy zaczyna być duszno.  Warunek spełniłam, zaliczyłam dwa wyrostki. jeden nawet z powikłaniami. Założyć maseczkę potrafię.




.
Tu ja, po najprawdziwszej na świecie operacji. W wielkim, męskim fartuchu myję straszliwe narzędzie. To żadne żarty. To doświadczenie bardzo przydało mi się w dorosłym, zawodowym życiu. Na obronie pracy dyplomowej przydało mi się już trochę mniej, bo tam pytano mnie o "krzyżowanie się ciągów transportu nieboszczyka z ciągami pieszymi pacjentów hospitalizowanych" i jeszcze mnie zapytano o moją, brrrr "ukochaną" ochronę przeciwpożarową, o takie tam klapy, czujki, dźwigi i węże sztywne oraz półsztywne ... też odlot, tylko w inną stronę.


Ale się rozpędziłam, i .... rozwlekłam.
Od płotu do odlotu !

Kto wytrzymał, dla tego żółte słoneczko, czyli nasz znaczek firmowy. Widać go na drugim modelu. Że słoneczko kwadratowe ??? Ej, Kochaneńcy, w moim zawodzie czasem kwadratura koła bywa jedynym możliwym rozwiązaniem. Dlaczego znaczek akurat taki ? Te trzy żółte kwadraciki to nasza trójka wspólników, "a" to architektura, "a" to pierwsza litera nazwy biura, "a" to Andrzej i Anna ... a gdzie W ? co z braciszkiem, który Wituś ma na imię ?  Oj tam, oj tam, braciszek, konstruktor, realnie stąpa po ziemi, jemu kompletnie nie zależy na umieszczaniu siebie, na jakichkolwiek znaczkach ... hmmm - ponoć wysadzanie się na świecznik, w naszym zawodzie, to domena wyłącznie architektów. No ciekawe ?!

A dlaczego znaczek taki żółty ?
Ano skoro świecznik, to musi być żarówa.

 
*


 

KROWIARKI PAŁAC

jak z baśni tysiąca i jednej nocy. To z daleka.
A z bliska miejscami jak z opowiadania o złej czarownicy, albo złośliwych gnomach, co gryzą , podgryzają i wygryzają.




.
Pałac w Krowiarkach. Widok od strony parku. Pamiętacie ??? pisałam już kiedyś o tym pięknym obiekcie, a nawet obiecałam ciąg dalszy historii. Nie wymieniłam tylko nazwy pałacu. A że damy spełniają obietnice, nawet w dzisiejszych czasach, więc teraz zapraszam. Wcześniej tylko przypomnę:


Pałac wyróżnia fantazja i malarskość.  Zestawianie różnorakich form architektonicznych, nieregularność rzutu, bogactwo, a nawet przepych dekoracji, zróżnicowanie bryły, bogactwo ryzalitów, wież i wieżyczek, formy dachów, lukarny, szczyty, wszystko to układa się w przebogaty, a jednak harmonijny bukiet. Wielość stylów, wielość form, nagromadzenie wszystkiego na raz, mogło dać odwrotny skutek, dysonans, czy nawet, jak by to dzisiaj ktoś powiedział, wręcz kociokwik. Mogło, ale nie dało, bo ci, co przykładali rękę do tej budowli robili to z wyjątkowym znawstwem, wyczuciem i na prawdę po mistrzowsku. Pałac miał szczęście, bo z tych samych kwiatów jeden ułoży miotłę, drugi piękną wiązankę. Ta wiązanka na prawdę godna jest uwagi i podziwu.

Pałac wybudowany został z cegły.  Starsza  część to korpus główny i skrzydło południowe. Na górnym zdjęciu to część widoczna po lewej stronie. Pomijając fragmenty wieżowe, jest to budowla jednopiętrowa. Pierwotną część pałacu wieńczy dach mansardowy z lukarnami, niegdyś dach ten pokrywał łupek. Elewacje są otynkowane. Na fragmentach tynku, pod złuszczona współczesną farbą, widać czerwone wymalowania. Wnętrze rozplanowane zostało w układzie dwutraktowym, sale od zachodu i od wschodu, rozdzielone korytarzem międzytraktowym, z sienią pośrodku. W tej części znajdują się jedne z najpiękniejszych sal pałacu. Od strony wejściowej Sala Balowa i Sala Jadalna, od strony parku Sala Mauretańska. Sale pałacowe, jak kto woli komnaty, nakrywają przepiękne sufity, z przebogatą dekoracją stiukową, albo drewnianą, spotkać też można sufit pokryty elementami wytłaczanymi z mosiężnej blachy, pokrytymi różnobarwną emalią. W pałacu oczywiście jest też komnata łaziebna, czyli łazienka, w stylu biedermeier, pokryta delikatną biało-liliowa ceramiką. Nad natryskiem, do którego schodzi się schodkami, jest piękna rzeźba, a na białych kaflach fruwają liliowe jaskółeczki. Oprócz natrysku była tam wanna i,  uczciwszy uszy, hrabiowski sedesik.
Nowsza część pałacu jest już wyższa i ma dwa piętra. Założona została na rzucie prostokąta z dwoma płytkimi ryzalitami i cylindryczną wieżyczką. Tę część pałacu nakrywa dach dwuspadowy. Część nowszą pałacu z częścią starszą łączy okazała, reprezentacyjna klatka schodowa. Klatka otwiera się do obu części pałacu, a oświetla ją witrażowy świetlik w dachu.

W pałacu, niczym w lustrze, odbijają się dziewiętnastowieczne style, mody i gusty. To, co dzisiaj ukazuje się naszym oczom, jest efektem przebudów, częstych zmian i modernizacji. Tak urokliwy obiekt powstał z inspiracji sztuką nowożytną różnych epok, od renesansu, manieryzmu, baroku aż po rokoko, doskonale wpisanej w elementy nowoczesnej wówczas secesji. Oczywiście mamy tu też "zwykły" barok. Nie dziwi styl neomauretański czy biedermeier, bo przy tej różnorodności dlaczegóż miałby dziwić. Na zdjęciu poniżej elewacja pałacu widoczna od frontu.


.
Budowla stoi na lekkim wzniesieniu w urokliwym parku. Jesienią miejsce przypomina scenerię filmu. Takiej scenerii nie powstydziłby się sir Arthur Conan Doyle, a mistrz Hitchcock spokojnie mógłby stopniować tu grozę. 



.
Park istniał właściwie już od wybudowania pałacu, ale szczególnego wyrazu nadali mu w połowie dziewiętnastego wieku Amand i Fanny von Gaschinowie. Później Edgar Henckel-Gachin von Donnersmarck zmienił park według znakomitego projektu Gustava Naumanna i Fritza Hanischa.




.
Park wokół pałacu ma prawie osiemnaście hektarów. Gatunki niezwykłych drzew były sprowadzone aż z Anglii, a sadzone je osobno, tak, aby w pełni można było podziwiać ich piękno. Po parku prowadziły ścieżki usypane z białego kamienia, a samym środku był się sztuczny staw z romantycznym mostkiem a przy pałacu altany, latarnie i rzeźba myśliwego.




.
Sam pałac jest centrum tego pięknego założenia, ale czegóż tam jeszcze nie ma ?!! czego jeszcze nie było ?! Mauzoleum właścicieli, altana , dom zarządcy, oranżeria, browar i gorzelnia, zabudowania gospodarcze ze stajniami i krytą ujeżdżalnią, nawet domek mastalerza. Większość, choć w różnym stanie, zachowała się do dzisiaj.  Wszystko to tworzyło z parkiem wyjątkowo urokliwe miejsce.


HISTORIA


Do siedemnastego wieku stał tu dwór drewniany. Piękny szlachecki dwór. Dwór należał do możnego rodu. Murowany pałac to już późniejsza historia.
1678 w wiosce Krowiarki zostaje wzniesiony pałac z drewna, Pałac należy do możnej rodziny von Beess, ówczesnych właścicieli Krowiarek.
1690 pałac przejmuje Leopold Paczyński, hrabia Tenczynka i Paczyny.
1798 właścicielem drewnianego pałacu zostaje graf Karol von Strachwitz.
1725  Karol von Strachwitz przekazuje w testamencie swój majątek synowi, Janowi Maurycemu i nakazuje mu budowę murowanego pałacu.
1826 Jan Maurycy von Strachwitz  rozpoczyna budowę murowanego pałacu, na miejscu poprzedniego, drewnianego.
1840 Ernest Joachim von Strachwitz, syn Jana Maurycego, kontynuuje budowę. Wyposażenie powstałej budowli kosztuje go 126,6 tys. marek
 1842 (1843?) Ernest Joachim von Strachwitz sprzedaje wieś rodzinie Gaszynów, a dokładnie swojemu kuzynowi hrabiemu Amandowi von Gaschin. Amand Leopold Erdmann Edward hrabia von Gaschin (takie nazwisko przyjęli Gaszynowie przyjmując tyruł hrabiowski w 1653 roku) poślubia  w Roku Pańskim 1837 polską kompozytorkę i filantropkę Fanny Leszczyc - Sumińską. Hrabina Fanny, czyli Franciszka Nimfa von Gaschin-Rosenberg (Sumin-Sumińska) osiada wraz z mężem w Krowiarkach. Amand i Fanny mają trójkę dzieci: Wandę Malwinę, Pamelę Ernestynę i Mikołaja Melchiora. Młodsza córka jest upośledzona umysłowo, syn poświęca się karierze wojskowej, w randze podporucznikiem kirasjerów. Spadkobierczynią rodziny zostaje najstarsza córka, hrabianka Wanda.
1856 15 maja hrabianka Wanda Malwina von Gaschin, w wieku 19 lat, poślubia w Krowiarkach grafa Hugona II Henckel von Donnersmarck. Wanda  Malwina i Hugo II Karol Łazarz Eugeniusz Fryderyk Henckel von Donnersmarck, dają początek nowej linii na Brynku i Krowiarkach, czyli linii  Henckel-Gaschin von Donnersmarck.
1879 hrabina Wanda  Malwina Henckel-Gaschin von Donnersmarck  dziedziczy po swojej matce, Franciszce Nimfie von Gaschin-Rosenberg, majątki wokół Kietrza, Makowa i Krowiarek. No i oczywiście nasz pałac, który od tej chwili staje się własnością rodu Henckel von Donnersmarck.
1892  pożar trawi północną, wówczas jeszcze drewnianą, część pałacu.
1898 skrzydło północne zostaje odbudowane w stylu w stylu secesyjnym, stanowi ono właściwie oddzielną budowlę.
1900 z  majątków powstaje ordynacja. Hugo i Wanda zamieszkują Krowiarki do 1905 roku, a potem przenoszą się do pałacu w Brynku. W maju 1906 roku w Krowiarkach obchodzą złote wesele, co odnotowują Nowiny Raciborskie: "Wczoraj obchodził hr. Henckel-Donnersmarck z swą małżonką hr. Wandą z Gaszynów uroczystość złotego wesela. Z tej okazji wieś była pięknie przystrojoną, wieczorem była wspaniała iluminacya, puszczano także sztuczne ognie. Hrabina Wanda, właścicielka Polskiego Krawarza jest ostatnią po kądzieli ze starej, możnej rodziny górnoślązkich hrabiów Gaszynów" (* Polski Krawarz - przez pewien czas Krowiarki)
1911 pałac zamieszkuje Edgar I graf von Henckel-Gaschin.
1939 pałac staje się własnością Hansa II grafa von Henckel-Gaschin. który  przetrwa tu całą wojnę. Hans II czyli - Jan (Hans) Maria Łazarz Amand Antoni Henckel-Gaschin von Donnersmarck, o matuniuuuuu .
 1945  gdy zbliża się front wschodni graf wysyła żonę za granicę, a sam, w marcu  wsiada na rower i ucieka przed wojskami Armii Czerwonej do Baborowa. Stamtąd pociągiem do Czech i, via Czechy, aż do Brazylii.


TERAZ TROCHĘ IKONOGRAFII



Tak wyglądał pałac w roku 1914.



Sala Balowa

Jedno z piękniejszych wnętrz pałacu, nazywane w niektórych źródłach Salą Białą, Salą Portretową czy Błękitnym Salonem. Zachwycająca. Tylko popatrzcie - jeszcze w 1965 roku była tak dobrze zachowana. Biało-złote cacko, oprawne dekoracją sztukatorską i snycerską, nawiązującą do motywów barokowych, rokokowych i stylu regencji. Sufit, którego głęboka faseta tworzy coś na kształt zwierciadlanego sklepienia, ozdobiony jest owalnym plafonem. Są na nim anioły, tarcze herbowe, wieńce, girlandy i chmury. Pod fasetą dekoracyjny fryz z wieńców róż, girland, twarzy nimf i satyrów. W narożach fasety mitologiczne rzeźby i kartusze z herbami. Charakterystycznym elementem jest barokowy kominek, z kariatydami i atlantami. Nad kominkiem wielkie lustro z obramieniem snycerskim w kształcie palmowych liści. Na ścianach boazerie z festonami i maskami. Kratki, wstęgi, kartusze, muszle, woluty, rocaille i róże. Stiukowe grupy satyrów, putta, malowidła z rodzajowymi scenkami i freski. W boazerie wkomponowane zostały cztery portrety rodziny cesarskiej.



Jego wysokość cesarz Karol VI


Jej wysokość cesarzowa Elżbieta Krystyna


Jej wysokość cesarzówna, nie znam imion
Maria Anna, albo Maria Teresa


Portrety dodawały sali splendoru i zapewne miały w jakiś sposób podkreślać powiązanie rodu magnatów z cesarskim dworem Habsburgów. A ród był znakomity, jak na ówczesne czasy. Wraz z ucieczką z pałacu Hansa Henckla Gaschin von Donnersmarck, w 1945 roku, skończyła się tu era panowania magnatów.




.
Tylko na elewacji ciągle jeszcze widnieją herby rodowe. Ten po prawej to herb rodziny von Gaschin,  a ten po lewej pewnie rodu von Donnersmerck.

Po wojnie w pałacu urządzono dom dziecka, potem przedszkole, szpital, wreszcie sanatorium. W 1989 roku pałac stał się własnością osoby prywatnej. Później, z roku na rok, niszczał coraz bardziej, a jego właściciel unikał konserwatora zabytków jak zarazy.  W końcu, w 2004 roku wystawiono pałac na sprzedaż. Dopiero w 2006 roku, znalazł się nabywca z luksemburskim kapitałem. I wreszcie prace ratujące obiekt przed całkowitym zniszczeniem ruszyły. Tu skromnie napomknę, że dwa lata później my pojawiliśmy się na pałacowym horyzoncie.

Jak dostaję do opracowania jakiś zabytek lubię najpierw, zanim wezmę się do pracy, pobuszować po tekstach źródłowych, odczytywać historie mieszkających w nim ludzi, zanurzyć się w ich świat, zwyczaje, nawet tytuły czy imiona. Ech, taki hrabia ośmiorga imion to jest to ! No a jak wyglądam przy nim ja,  Anna Zofia imion tylko dwojga ? i to jeszcze bez tytułu i rodowych włości ... cienka Bolkowa. 


ZAGADKA ?

Odgadnij dziesięć szczegółów, którymi różnią się dwie poniższe fotografie.



.
.
Dla ułatwienia dodam, że oba zdjęcia dzieli kilka lat. Zresztą mniejsza już o dziewięć szczegółów, wystarczy mi ten jeden, najważniejszy szczegół !!!


.
Szczegół widać doskonale od drugiej strony pałacu, czyli od frontu. To przepiękna neobarokowa wieża. Niestety, była już wieża. W sierpniu 2007 roku nad Krowiarkami przeszła wichura. I tu pech - wichura spowodowała przechylenie wieży. Zresztą może pech, a może prawidłowość. Wieża wsparta była na ośmiu drewnianych belkach. Jednej belki już nie było, druga belka całkowicie zgniła, a trzecia, jak wiatr mocniej powiał, złamała się na pół. No na jednej belce to nawet dziecko wie, że nie da rady. Wieża groziła zawaleniem do środka pałacu, i to prościutko do sali balowej. Po oględzinach i burzy mózgów zdecydowano się na zdjęcie zabytkowej wieży. Przyjechała straż pożarna, z drabiny strażackiej można było robić pomiary, jak Pan Bóg przykazał, czyli "in situ". Potem wieżę zdjęto.

Była wieża, nie ma wieży 
teraz wieża w trawie leży.

Zrymowało mi się. Trochę głupawo, ale za to prawdziwie. Inwentaryzacja wieży trwała prawie cały sierpień. Wieża, zanim ją zdjęto, musiała zostać bardzo dokładnie wymierzona no i oczywiście "obfotografowana" i to w najdrobniejszych detalach, tak, aby po jej zdjęciu można było odtworzyć ją w oryginalnym kształcie. Inwentaryzację, szczęściem, wykonał doskonały wrocławski architekt. Potem zespół konserwatorów zajął się renowacją, pieczołowitym zabezpieczaniem zachowanych blaszanych detali, a przy okazji odtwarzaniem detali brakujących, według posiadanych oryginałów. To, czego nie dało się w żaden sposób uratować leży sobie teraz smętnie w trawie, przed frontową elewacją. Kiedyś wieża zostanie odtworzona identyczna jaka była, hełm pokryją rybie łuski, zalśni iglica, a z kartuszy groźnie spoglądać będą maszkarony. Najpierw trzeba jednak uratować i zabezpieczyć to, co jeszcze się zachowało, czyli stropy i dach. To właśnie projektowo nasze zadanie. A pałac wart zadania i ratowania !!!!


WNĘTRZA
Niestety, to nie moje zdjęcia.  


.
.
.
.
.
.

.
Zdjęcia wnętrz piękne, artystyczne i profesjonalne. Autorem jest młody człowiek, trzydziestolatek, pasjonat. Już autor książki. Chapeau bas.  Wnętrza, jak widać, są magiczne. Podobno można zrobić w nich ślubną sesję zdjęciową. Dla oglądających zachwyt, ja niestety mam skrzywienie zawodowe, jak patrzę na przykład na takie zdjęcie klatki schodowej to najpierw - ooooch !!!!! a potem - o matuniu, pożarówka ! i zaraz myśli zaczynają błądzić po bezdrożach niemożliwości ...  Ktokolwiek będzie robił projekt wnętrza, czy to będę ja, czy kto inny, niejedną nockę zaliczy nad łamigłówką, jak tu niemożliwe uczynić możliwym. Bo takie na przykład żeliwo - idealny materiał do rzeźbienia stopni w prawdziwe arcydzieła, jednak gdy się pali, to żeliwo rozgrzewa się i o wiele gorzej służy ewakuacji niż drewno, fakt, są farby pęczniejące, ale uroku stopniom odbiorą, a jeszcze schody kręcone są, klops na całej linii ... jedyny sposób to chyba anioła posadzić ze spadochronem, jak by co. W tym przypadku fotograf od pokazywania cudów jest, a projektant od czarnej roboty i od dokonywania cudów. Ale ja tę czarną robotę kocham okrutnie.

Wracając do wnętrz - ja, jak zwykle, mam tylko robocze zdjęcia. Zdjęcia pomieszczeń, którymi właśnie się zajmujemy. Po tamtych profesjonalnych fotografiach te aż wstyd pokazać, ale pokażę, bo mają dla mnie wartość, pokazują naszą pracę od kuchni, no i tylko tu można je zobaczyć.


.
.

PROJEKTY

1.  Na pierwszy ogień poszedł projekt zabezpieczeń i remontu części stropów. Robiliśmy ten projekt dawno, w latach 2008 i 2009.  Przed przystąpieniem do projektu budowlanego trzeba było przede wszystkim dokonać oceny stanu technicznego obiektu, na podstawie oględzin i badań makroskopowych poszczególnych elementów konstrukcyjnych. I okazało się, że stropy drewniane, w przeważającej części, są mocno zniszczone, belki drewniane, w strefie oparcia na murze w większości przegniłe, grożą zawaleniem a nawet już się zawaliły. Wszystko to przez działania wilgoci pochodzącej i od ścian podciągających kapilarnie wodę z gruntu, i od wody opadowej, przedostającej się bezpośrednio na ściany i stropy przez  nieszczelności w pokryciu dachowym. Elementy drewniane stropów, w większym lub mniejszym stopniu zostały porażone przez grzyby i owady niszczące drewno. Tylko niewielka część stropów zachowała się w stanie umożliwiającym czasowe użytkowanie. No niestety, pod dynamicznym obciążeniem człowieka, stropy te wykazywały nierównomierne drgania. Rozbiórka takich stropów to skomplikowana operacja, trzeba przecież wcześniej delikatnie zdemontować i zabezpieczyć elementy ozdobne. Wszystko zgodnie z wytycznymi opracowania konserwatorskiego.





.
Na rysunku parteru zaznaczyłam kolorami trzy piękne sale, o których już tu wcześniej pisałam : salę balową, jadalną no i mauretańską, żebyście mogli tak jakoś sobie to przestrzennie wyobrazić. A teraz popatrzcie jak na tym rysunku czerwono !!! czerwone przerywane linie to są belki stropowe w ratowanych stropach, tych, co to były na najlepszej drodze do zawalenia. Ale się nie zawaliły ! W miejscu części stropów drewnianych trzeba było wykonać stropy żelbetowe, płytowo-żebrowe o układzie żeber zgodnym z układem zdemontowanych belek drewnianych. Wymianę stropów wolno było prowadzić sukcesywnie, pomieszczeniami. Ściany w miejscu oparcia stropów wymagały odpowiedniego przygotowania.




.
Najciekawsze dla mnie było wzmocnienie stropu nad Salą Mauretańską. Wykonano je pozostawiając stare, drewniane belki stropu i wykorzystując podstemplowaną podsufitkę, razem z wkładkami styropianowymi, jako tracony szalunek nowego stropu żelbetowego. Dla zachowania górnego poziomu posadzki wysokość istniejących belek drewnianych trzeba było obniżyć o ok. 10cm, tworząc miejsce dla żelbetowej płyty. W drewnianych belkach zamontowano stalowe klamry dla zakotwienia ich w płycie żelbetowej, w ten sposób słaby strop drewniany został podwieszony do nowego stropu żelbetowego. W innej sali, żeby umożliwić  wykorzystanie zachowanych elementów dekoracyjnych zastosowano żebra stropu żelbetowego o zmniejszonym rozstawie (66cm) i przekroju 14x25cm – dostosowanie do wymiarów zachowanych elementów. Dla usztywnienia konstrukcji przestrzennej budynku nowe stropy skotwiono ze ścianami konstrukcyjnymi.


2. W zeszłym roku przyszła kolej na następny projekt, czyli na REMONT WIĘŹBY DACHOWEJ I DACHU. Znowu ogromna praca. Miesiące przy komputerze, stały kontakt z konserwatorem zabytków. Cała więźba w projekcie podzielona została na kilka segmentów. To dla ułatwienia choćby drukowania a potem wykorzystywania na budowie rysunków. Przy wymaganej skali rysunki całej więźby to straszne jamniki. Rezultat naszej pracy pokażę na przykładzie jednego z segmentów :




.
Niższy poziom więźby i strop nad korytarzem. Na czerwono zaznaczone są elementy, które zostaną wymienione na nowe, według istniejących. Tu jeszcze da się wytrzymać, elementów do zachowanie jest sporo.



.
Tutaj to już czerwono !!! elementy nośne jako tako ale krokwie - absolutny rozkusz bawełniany, jak mawiał kiedyś mój szef. Co mogło to stare krokwie podżarło a woda skutecznie dzieła dokończyła.



.
Kto dociekliwy jest i lubi wiedzieć co, jest co, to proszę bardzo - można sprawdzić co słup, co podwalina, co kleszcz, a co krzyżulec albo zastrzał.




Projektowanie to praca zespołowa. Mam nadzieję, że nasz elektryk mnie nie zamorduje, że pozwoliłam sobie bez zgody pokazać jego pracę. Dla mnie ciekawa jest taka odgromowa instalacja. Pewnie dobre anioły i duchy przodków unoszą się nad budowlą i pilnują pałacu, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże - odgromy i uziomy czynią swoją powinność ! a właściwie to czynić będą, bo projekt z końca zeszłego roku, a od końca projektu do końca prac droga daleka.


MODEL WIĘŹBY





.


.
Model wygląda jak bajkowa konstrukcja z patyczków i zapałek.  Ale to nie jest zabawka, każdy element ma tu określoną "matematycznie" wielkość i położenie w przestrzeni. Wszystko jest dokładnie zmierzone i obliczone, każdy układ statyczny sprawdzony.



.

.
Tak widzimy model na monitorze podczas tworzenia. Tło jest czarne. Tło przeważnie przyjmuje się czarne, lepiej wtedy linie są widoczne. Trochę inaczej wygląda to w przypadku rysunków płaskich. Tło również przyjmuje się czarne ale używa się warstw i kolorów. Każdy oczywiście warstwy i kolory sam sobie ustawia. każdemu co innego się świeci i po oczach daje. Oczywiście można sobie szare tło ustawić ale ja ślepawa jestem więc świeci mi się wyłącznie na czarnym. Dlatego też większość rysunków, które pokazuję ma czarne tło, jest to po prostu zrzut z ekranu. Czasem zamieniam na pliki do druku i dopiero robię zrzut ale traci się wtedy na jakości a i tak rysunki na blogu nie są zbyt czytelne i trzeba blokować wymiarowanie i opisy.




Teraz zbliżenie na konstrukcję wieży.



I wieża w koszulce ... 
Jeśli o modę chodzi, to koszulka neobarokowa.

Akurat wieża nie jest nasza. Wieżą już wcześniej zajmował się Wrocław, gotowa została zaimportowana w do naszych rysunków całego dachu.
Myślę, że fajnie jest tak sobie popatrzeć, jak to ta konstrukcja na prawdę wygląda. Tyle już lat pracuję a takie rzeczy niezmiennie wprowadzają mnie w zachwyt. Nad geniuszem człowieka, nad talentem twórcy, trafnością intuicji i precyzją myśli. Nie ma oczywiście obowiązku sporządzania modeli przestrzennych, ale te modele bardzo ułatwiają prawidłowe przeniesienie skomplikowanych i nakładających się na siebie elementów na rysunek płaski. Model pomaga później prawidłowo odczytać płaski rysunek wykonawcom no i oczywiście inwestorowi. Zostaje też na przyszłość jako swego rodzaju dokument.


3. I wreszcie trzeci projekt, świeżutki, bo tegoroczny. Tamte dwa projekty to domena konstruktorów, czyli braciszka i bratanka, a ten trzeci - moja. Mówię o projekcie witraży w oknach Mauzoleum. Były tam kiedyś witraże, zachowały się niewielkie fragmenty, elementy konstrukcji i małe odłamki szkła, w kolorze kobaltowym. Dzisiaj tego już nie pokażę, bo niechcący wyszedł mi już nie jamnik, ale wręcz stonoga o tysiącu kończyn.

*

Ponoć prawdziwego architekta
poznaje się nie po tym jak zaczyna
a po tym jak kończy ... i co ???

i końca nie widać ...




*