czwartek, 16 czerwca 2016

KRZESZÓW, WOZOWNIA


  
MÓWIĄ WIEKI


historia przemawia, a czasem wręcz krzyczy o ratunek !
Czy można przejść obojętnie ?






.
Kiedy witam się z obiektem zwykle wygląda tak:
strop zawalony, dach w ruinie, ściany powygryzane.


 .
Szczęście, gdy zachowa się detal, ot choćby takie barokowe obramienia otworów. Wykonane są z żółtego piaskowca, profilowane, zwieńczone finezyjnie wykrojonym nadprożem.




Tu niestety widać przyszłą pracę dla konstruktora. Od środka widać też. Rozwarstwienie ściany nastąpiło na całej grubości, rysa przebiega przez całą wysokość. Kiepsko. Prawie widać jak tu "chodzą" siły i momenty.

Za to piękna, barokowa krata poniżej, to miód na serce architekta, a przy tym doskonały punkt wyjścia, do projektowania krat, w innych otworach. Ach, te barokowe kwiatki ! Drugi miód, to kolorek. Tam, gdzie późniejsze oblazło, wylazł pierwotny - piękny, pełny, barokowy ugier. Nawet badań stratygraficznych nie trzeba robić. Wystarczy dokładna inwentaryzacja. To pierwszy, ważny krok, wstęp do późniejszego projektowania. Od dobrej inwentaryzacji bardzo wiele zależy. Nie ma to, tamto, żadnego zakładania, że ściany równoległe, a otwory takie same, mierzymy pracowicie, jako te mrówy - dokładnie ! wszystko ! i po przekątnej też, jak Pan Bóg przykazał.




*

PROJEKT

Potem przychodzi długa i ciężka praca projektowa : żmudne grzebanie w archiwach, poszukiwanie starych dokumentów, ikonografii, dziesiątki spotkań, koncepcji, szkiców, rysunków, opisów, obliczeń, uzgodnień.        
           


.
Lubię odkrywanie pierwotnego koloru, a potem próby kolorystyczne: lepiej jaśniej, czy może ciemniej ? co jest bliższe oryginałowi ? To są tylko próby rysunkowe, ostateczna próba i tak odbędzie się na obiekcie, w trakcie nadzoru autorskiego. Kolor dobiera się według wzornika, ale przy takich obiektach, o szczególnym znaczeniu, robi się próby "in situ", bo to, co we wzorniku, to niekoniecznie to, co pokaże się na ścianie. Zależy od rodzaju tynku, chłonności podłoża, a nawet oświetlenia. Przy takim obiekcie trzeba bardzo uważać, żeby kolor nie wyszedł "plastikowy". Im kolor jaśniejszy tym bardziej niebezpieczny. Z reguły wybieram z koloratora farbę o ton ciemniejszą niż ta, którą chcę uzyskać na obiekcie. Czasem nawet o dwa.


.
W końcu projekt jest gotowy. Jeszcze tylko uzgodnienia ze wszystkimi świętymi, czyli konserwatorem zabytków, strażą pożarną, sanepidem i inspektorem bhp. Ufff - jest ostateczne pozwolenie i zaczyna się budowa.
Wyjazdy, narady, nadzory, dyskusje, niespodzianki o których istnieniu nikt nie wiedział. Z powodu niespodzianek zmiany, wprowadzane projektem zamiennym, albo tylko wpisem w dzienniku budowy. Pod koniec znam tu prawie każda cegłę i każdy kamień.

Kiedy żegnam się z obiektem zwykle wygląda już tak:







.
Nadałam mu kolor i formę stolarki, wymyśliłam kraty okienne nawiązujące do zachowanej barokowej, koniecznie z kwiatkami. Zaprojektowałam też nową funkcję, całe wnętrze. Konstruktor, elektryk i sanitariusz też zrobili swoje. I wszyscy bardzo się staraliśmy, by nie zatrzeć śladów historii, by zachować możliwe do zachowania i odtworzyć dawną świetność. Pokazać rękę twórcy obiektu, własną skrzętnie ukrywając. Trudne, ale tak właśnie w konserwacji zabytku powinno być.



.
To budynek STAREJ WOZOWNI w Opactwie Cysterskim w Krzeszowie.
Kiedy patrzymy na  sam obiekt to wydaje się taki zwyczajny, niezbyt duży  Ale kiedy popatrzymy z szerszej perspektywy, to natychmiast z niezbyt dużego zmienia się w maciupeńki. Akurat nie mam zdjęcia pokazującego obiekt w szerszej perspektywie, więc znalazłam sobie w internecie czarno-białą fotografię i na niej pomarańczową strzałką pokazałam WOZOWNIĘ. 



Robi wrażenie !
Nie wozownia, oczywiście, tylko Bazylika




Znalazłam też zdjęcie kolorowe
i też strzałką Wozownię zaznaczyłam. 


Pozostałe zdjęcia są moje. To zamieściłam bo są na nim wszystkie nasze obiekty. Zaczynaliśmy w 1998 roku od Domu Opata, to ten za drzewami, biało-czerwony, po lewej stronie. Potem była właśnie Wozownia, potem klasztor sióstr, potem Bazylika i projekt zagospodarowania terenu całego Zespołu Pocysterskiego. A na końcu św. Józef, ale przy Józefie już tylko współpracowałam z kolegą. Może bym i chciała "siama" tyle, że rąk mi w końcu nie wystarczyło ... Napoleon, to ja nie jestem, jak się rozproszę na kilka jednocześnie, to tylko jedno może wyniknąć - klapa."Siama" odpadło.

Kiedy pierwszy raz weszłam do wnętrza Wozowni stało tam coś na kształt wiekowego karawanu, na głowę sypało mi się wapno i tynk, pod stopami zamiast podłogi była zwykła polepa, bałam się, że zaraz czymś oberwę, a jak mysz wyskoczy to wrzasku narobię i będzie wstyd. A pająki !!! stada !




Teraz , gdy przyjeżdżam, wpadam tu na kawę. Zimą lubię usiąść przy kominku, uśmiecham się gdy wspominam jak męczyłam się wymyślając jego kształt, żeby był prosty, jak całe wnętrze i żeby niczego nie zepsuł. Wspominam nasze konserwatorskie narady, które często tu właśnie się odbywały, gdy przyszły prace przy następnych obiektach. Ech - czasem piekielnie zmęczona, po nieprzespanych nocach, rozkładałam projekt i odpowiadałam na pytania, a potem proszę o kawkę, jak wszyscy. Ktoś żartuje - która to dzisiaj pani Aniu ? dzisiaj czwarta, odpowiadam, ooo, pani Aniu, po czwartej się umiera ! Ale po piątej się zmartwychwstaje, odpowiadam, i całkiem spokojnie wypijam ....

Krzeszów to Sanktuarium, do którego ciągną tysiące pielgrzymów z całego świata. W tym malutkim budyneczku mogą teraz odpocząć, coś zjeść, umyć się porządnie, kupić książki i przewodniki po tym miejscu. A jakie pyszne ciasta tu podają !




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz